Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie towarzystwo Laury. Chodzę po samotnym, ciemnym domu, odnajduję tysiące szczegółów, przypominających mi ojca i wspomnienie jego odświeża się w mojem sercu. On mi już także był nieco zbłękitniał, a teraz co krok spotykam się z jego dawnem, realnem życiem. Na stole, w jego pracowni, leżą szkła powiększające, przez które przyglądał się okazom; bronzowe kolce, za pomocą których wydobywał zeschłą ziemię z odkopanych dzbanów; farby, pendzelki, rozpoczęte rękopismy, notatki, dotyczące zbiorów, słowem: tysiące drobiazgów. Chwilami mam wrażenie, że on odszedł tylko i wróci do swej codziennej pracy, a gdy złudzenie się rozprasza, czuję za nim żal prawdziwy, głęboki i kocham go nietylko jako wspomnienie, ale kocham go także, pogrążonego teraz w wiecznym śnie na Campo Santo.
Stąd mój smutek, ale jestto uczucie tak wiele czystsze od tych wszystkich, które rządziły mną, jak same chciały, w ostatnich czasach, że mi z niem dobrze, bo czuję się lepszy, a przynajmniej nie tak zepsuty, jak mi się wydawało... Spostrzegam także, że żadne, najbardziej desperackie rozumowanie nie odbierze człowiekowi pociechy, jaką mu sprawia obecność w nim ja-