Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to lis tak ostrożny, aby go od jadźwiny nie oderżnąć. Wszak nie najdawniej byłem w Warszawie.
— Ale, ale! Dobrze że o tem wspominasz mi, panie regimentarzu, bo bijąc się ciągle, nie miałeś czasu o tej twojej podróży mówić. Teraz ku temu pora: opowiedz, panie regimentarzu, jakeś ją odbył i jak tam było?
— Wszak wiesz, panie Kazimierzu, że najstarszy mój syn w konwikcie u Jezuitów. Otóż stojąc pod Kozienicami, nimeś przybył nad nami objąć dowództwo, byliśmy w zupełnej nieczynności. Ja się bić chciałem i oto się spierałem z panem Zarembą; ale ten mnie pokazał wyraźny rozkaz od jeneralności, pokąd jenerał Demulier nie przybędzie. Jego nie doczekaliśmy się, a tylko czasu nakwasili. Razu więc jednego przyśniło się mi, że mój chłopiec obłożnie zachorował: takem się nafrasował, że bądź co bądź, postanowiłem sobie go nawiedzić. Przebrałem się w starą opończę jako szlachcic z zagrody, o służbę starający się, i puściłem się samopas piechotą do Grojca. Tam zaszedłem na przedmieście do czynszowego szlachcica, prosząc go, by dla miłości Pana Boga na noc mnie przyjął. Gospodarz gościnny, chociaż ubogi, był mnie rad, i lubo nieznajomego, gorzałeczką poczęstował, prażuchami z słoniną nakarmił i pozwolił mi przespać się w swojej izbie na słomie. A jakkolwiek bądź, sześć mil gościńca piętami nabiwszy w jednym dniu, uczułem że jego przy-