Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a wzięli go na reflekcyę, jakoś się opamiętał; bo największy żal się umityguje przy prawdziwej pobożności i perswasyi ludzi roztropnych. Wszakże ja sam więcej jeszcze miałem powodu rozpaczać po mojej Magdusi. Do trzydziestu lat z nią przeżywszy, nie tylko że doświadczałem doli pomyślnej, jak państwo strażnikowstwo przez te lat kilka, co z sobą mieszkali; ale doznałem z nią pospołu i niemałych bied, pokądeśmy do dobrego nie przyszli: a wiadomo, że związki serc więcej się ściskają wspólnictwem niedoli, niż pomyślności. Przecież dusza przepełniona goryczą, znalazła nakoniec tyle siły, aby Bogu ofiarować odebrany pocisk, a tem samem bez jakiejś pociechy nie została odprawiona. Tak i pan Ryś po gwałtownym żalu tyle się opamiętał, iż nawet poznał, że nie był powołany do zakonnego żywota, ale że na świecie wedle woli boskiej miał szukać zbawienia. Jakoż sami ojcowie Jezuici przekonali go, że ani zgromadzenie z niego, ani on z surowej reguły pociechy mieć nie będzie. Ba! gdyby tylko w stanie duchownym chrześcijanin mógł być zbawiony, toćby się świat za kilkadziesiąt lat skończył, albo należałoby odrzucić obrządek łaciński i wszystkim uniatami zostać dla zachowania rodu ludzkiego. Ależ znowu, gdyby wtedy Bisurmanie napadli, niktby się od jasyru nie uwolnił. Bo kim tu się bronić, nie mając jeno popów, diaków, popowiczów, ludzi ani z powołania, ani z wycho-