Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panie Pawlik, zmiłuj się waćpan nad moją żoną. Co ci ona winna, że ją w łyżce wody chcesz utopić? Jak mnie bez syna zobaczy, to jak Bóg na niebie, bez duszy padnie.
— Wielmożny pan znasz to, że mnie łatwo wziąść za serce. Wracajże pan zdrów z synem; ale ja bez zakładu nie zostanę: oto ten gość pański, co paniczowi wypalić nie dopuścił, z nami pójdzie do Hałacy i tam będzie siedział, póki wola pańska; bo ja go nie wypuszczę, pokąd ludzi nie obaczę. To wojak, on z nami tęsknić nie będzie.
— Panie Pawliku, nie rób mnie tej krzywdy, żeby mój gość miał narzekać, iż mnie zaufał. Kiedyś taki nieludzki, wolejże i mnie i syna zatrzymać, a jego puszczaj: niech na mnie raczej największe nieszczęście spadnie, niżby mój gość najmniejszej przykrości miał doświadczyć.
Żal mi się zrobiło poczciwego łowczego.
— Mości dobrodzieju — ozwałem się — niech pan się o mnie nie troszczy, a z godnym synem i swoim dworem rusza sobie do Cudnowa: ja panu Pawlikowi służę do jego Hałacy. Wdzięczny mu jestem, iż mnie oszacował godnym być zakładem słowa w pana dobrodzieja; i za dobrą opinię o mnie bardzo mu dziękuję. U niego źle mi nie będzie; wszak my obaj żołnierze: ja rzeczypospolitej, on własnej swojej sprawy; jakoś się porozumiemy. A pan łowczy jak mu ludzi odeśle, wiem że tyle pan Pawlik grzeczny, iż