Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie bardzo się nie godzi usług wdowom odmawiać, daliśmy się w pole wyprowadzić. Poszliśmy za panem szambelanem; już to było pod wieczór. Wiedzie nas, wiedzie, aż na przedmieście; tam w zakręcie do jakiegoś dworeczku wprowadza i przedstawia jakiejś pani w podeszłym wieku i jej jakoby dwom córkom, urodziwym pannom. Oświadczył, że my patronowie tutejsi, jego przyjaciele, że bierzemy na siebie kierunek jej procedury. Jejmość uprzejmie nas przywitawszy i podziękowawszy nam za naszego czasu poświęcenie, prosi nas siedzieć. My rozgościwszy się, czekamy by o interesie mówić zaczęto; a jejmość nagli nas, byśmy siebie pozwolili utraktować ponczem, który już zaczynał być w modzie. Pan Andrzej w naszem imieniu zapewnia, że chętnie pić będziemy z łaski jejmości pani podstoliny, i że po lampeczce lepsze koncepta na konferencyi się udadzą. Pan Fabian, świeć mu Panie na duszy! lubił szklaneczką się bawić; jakoż ani pan Jelec, ani ja nie byliśmy do tego, aby w towarzystwie się nie pobawić. Owoż tedy stanęła waza ponczu, a jak się potem odkryło, zamiast wody był to czysty arak kipiący, ale tak osłodzony, żeśmy się nie spostrzegli. Jedna szklanka spełniona wszelką nam przytomność odjęła; a pan Jelec, co całą tę zdradę wymyślił, umknął, zostawiwszy nas na boską opiekę. Już świtać zaczęło, gdyśmy się obudzili, i dopierośmy poznali, że ani mniej ani więcej,