Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan Łukasz Hreczecha w naszem imieniu się odezwał: — A co to panowie urzędnicy, sami tylko czujecie się być godnymi w podejmowaniu króla, a nas szlachtę za baj bardzo macie? — Dopiero każdy z nas co mógł sypał, a szczerze, bo kiedy szlachcic się rozczuli, rachować się nie umie. Dość że taka nawała brzęczączek padła u pana Stefana Wereszczaki, skarbnego nowogrodzkiego, że kiedy król nas opuścił, to chociaż po królewsku był podejmowany, a do tego każdy z jego dworzan i sług stosowny do swojego znaczenia otrzymał upominek: więcej dziesięć tysięcy zostało u pana skarbnego, z którycheśmy uchwalili fundusz na coroczne wybicie medalu złotego, a cztery srebrne z popiersiem królewskiem, na nagrodę uczniom nowogrodzkim, najlepiej odznaczającym się w czasie szkolnych popisów.
Król otoczony czołem województwa i tłumem szlachty, wjechał konno do Nowogródka i przed farnym kościołem stanął, chcąc najpierwej uczcić Pana nad pany. Kiedy zsiadł z konia, pan chorąży Rdułtowski podał mu swoje ramię, a pan Stanisław Orzeszko, koniuszy nowogrodzki, trzymał jedną ręką trędzle a drugą strzemię. U drzwi kościoła, na czele duchowieństwa, JW. ksiądz Koncewicz, kanonik wileński, oficyał nowogrodzki, orderu królewskiego kawaler, powitał go mową. Poczem król, ciągle klęcząc, słuchał tajemnic Pańskich, w czasie których wymieniony szanowny