Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

atoli zjawiła się w kościele czarna Trina i pewnej niedzieli przystąpiła do stołu Pańskiego. Rozniosło się, że Emanuel dokonał tego dziwnego nawrócenia i od tej chwili opinja zmieniła się całkiem. Dowiedziano się, że przybysz wywiera znaczny wpływ na biednych, mieszkających u skraju wsi rybaków, trzymających się dotąd zdala od ruchu oświatowego, i wielbiono jego pokorę, dobrowolne umartwienia i ubóstwo. Rozmawiał często z biedakami tymi, stojącymi nad brzegiem morza i suszącymi sieci, a chociaż słów jego nie rozumieli zawsze, to jednak dziwna postać jego, słodycz spojrzenia i ton głosu budziły w nich wrażenie, że zetknęli się z czemś nadprzyrodzonem. Odwiedzał też często biednych chorych, a siedząc u ich łoża, mówił o trapiącej ich chorobie, jak o łasce Boga, zwąc ją „pieszczotą bożą,“ która ich cieszyć i wdzięcznością napełniać winna. Szeroko opowiadano o wpływie jego na pewną kobietę w średnich latach, dotkniętą rakiem żołądka, której jęki i krzyki słychać było nocą w całej wsi. Po kilkakrotnych odwiedzinach Emanuela nietylko zmilkł straszny krzyk, ale przechodzący pod oknami chorej słyszeli, że śpiewa hymny dziękczynne, potęgujące się wraz z cierpieniem.
— Czy się udacie może do pastora Hansteda, Jensie Hansenie? — spytała panna Katinka — Żyliście obaj swego czasu blisko.
Czerwono obwiedzione oczy tkacza zerknęły ku niej badawczo.
— Na nicby się to nie zdało! Ale co on ma na myśli, jak pani sądzi, panno Gude?
— Nie wiem.
— Czy może spekuluje na to wielkie zebranie oświatowców, jakie się tu ma odbyć?