Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zesłaną prosto z nieba. Wznieciło też ogólne zdziwienie i zakłopotanie, że w czasach ostatnich Hansen wziął Maren całkiem otwarcie pod swą opiekę. Niektórzy, widzący jak odchodzili oboje z pod kościoła, twierdzili nawet, że na ustach tkacza widniał uśmiech triumfu, nieodpowiedni zgoła w danej sytuacji i nie wieszczący chyba zgoła nic dobrego.
Niepokój jakiś był w powietrzu i wszyscy zachodzili w głowę, co przyszłość przyniesie.