Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

całych dniach w hamaku, z romansem w ręku. Biedacy ci przypominali ludzi szukających daleko i bezmyślnie tego, co mają w ręce. Cierpiąc i żaląc się, wędrowali z jednych kąpiel do drugich, napychali się lekarstwemi i bez tchu polowali na coraz to nowe metody lecznicze oraz coraz innych lekarzy, mimo, że każdy z nich mógł sięgnąć po jedyne lekarstwo ziemskie, jakiego jąć się winna schorzała ludzkość. Jakże długo będą się ludzie pozbawiać dobrowolnie szczęścia całego życia? Jakiż spokój, jakaż upojna radość zapanowałaby na świecie, gdyby nakoniec odnaleziono świętą krynicę zdrowia, to jest pracę fizyczną! Świat w raj by się zamienił, gdyby ręce wszystkich pracowały dla uczynienia ziemi rodzajną. Użyźnionoby pustynie, osuszono zjadliwe moczarzyska, a zboże i owoce zapełniłyby cały glob ziemski...
Wziął do rąk szuflę i widły i jął wygarniać gnój z pod krów. Pot mu spływał z czoła, ale nie zważając na to, nakładł świeżego nawozu na wielkie taki i zawiózł go na gnojowisko. Potem zamiótł chodnik stajni starannie, jak salon, podrzucił pod krowy świeżej słomy i nie poprzestając na tem, wziął zgrzebło i ogarnął nogi i lędźwie bydła z zaschniętego, grubą warstwą, brudu i błota. Uczuwał potrzebę pracy najcięższej właśnie i najbardziej niemilej, bo dawało mu to pewność, że uwolnił się już od wszelakich przesądów i przezwyciężył fałszywą dumę, która dzieli ludzi od ludzi w sposób tak złowrogi i fatalny.
Pracując, dumał o rodzinie swojej i ojcu, a ponury cień okrył twarz jego Biedacy! — myślał. — Czyż danem mi będzie oswobodzić i ich także z tej strasznej Sodomy? — Właśnie dnia poprze-