Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwila ciężka, kupili się wkoło niego z nieograniczonem zaufaniem. A dzisiaj właśnie miała się odbyć wielka bitwa.
W pierwszej chwili, po przeczytaniu manifestu proboszcza na bramie kuźni, świadczącego, że występuje w pełnej zbroi do boju, ujawniło się w Skibberupie rozdwojenie i niezgoda odnośnie do metody obrony. Niektórzy, starsi chłopi, stropili się, a nawet rosły cieśla Nielsen zaproponował na posiedzeniu, zwołanej śpiesznie rady gminnej, by postępowano „z rozwagą, ale stanowczo.“
Młodzi chcieli natomiast, podobnie jak to czyniono dawniej, powstrzymać się całkiem od udziału w nabożeństwie, tak by proboszcz gromił jeno puste ławki. Przytem proponowali, by się potem zebrać przed kościołem i przyjąć gwizdaniem przejeżdżającego duszpasterza. Plan ten zmieniono jednak na wniosek tkacza Hansena i uchwalono przeciwnie, zjawić się gromadnie w kościele, a to w celu zyskania jak największej ilości świadków na wypadek, gdyby proboszcz zagalopował się zbytnio w słowach, na co się w samej rzeczy zanosiło. Postanowiono wysłuchać wszystkiego z zupełnym spokojem. Gdyby natomiast przekroczył granice przyzwoitości, miała cała gmina na dany przez Hansena znak opuścić kościół, potem zaś wnieść, podpisane przez setki parafjan, zażalenie do konsystorza.
W chwili, gdy pojazd Tönnesena ukazał się wśród wzgórz od strony północnej, kobiety zaczęły wchodzić do kościoła, zaś mężczyźni ustawili się po obu stronach bramy, by, jak to umówiono, przyjąć proboszcza gromadnie, a bez wszelkiego pozdrowienia. Był to pomysł tkacza Hansena, który oświadczył, że nigdzie nie jest napisane, by parafjanie