Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bistą sprawą kobiety, a poddaną została wyrokowi korporacji paryskich krawców, którzy na każdy sezon wydają odpowiedne rozkazy.
Spójrzmy na dorastających, młodych chłopców, którzy mają w przyszłości zostać nauczycielami, kierownikami i sędziami społeczeństwa. Zanim osiągnie dwudziesty rok życia, każdy z nich niemal puścił w niepamięć wszelką szlachetniejszą dążność i zrzucił na fale z pomostu wszelką wiarę w istotne, prawdziwe potęgi życia. Nauczono ich wszakże, że świat domaga się jeno nieskazitelnej powierzchowności, poprawnego zachowania, uprzejmego uśmiechu, że sztywny gors koszuli to tarcz chroniąca w walce życiowej od wszelkich ciosów, zaś trefione włosy i dobrze skrojone szaty, oraz pomadowany wąs, to środki potrzebne w pierwszej linji, by sobie zapewnić piękną, świetną karjerę. „Młodzieniec obiecujący,“ tak zwie się tego, który celuje w sztuce obłudy towarzyskiej, zaś „zakałą rodziny“ jest ten, którego dusza buntuje się przeciw sztucznemu porządkowi rzeczy i który całą mocą broni się przeciw truciźnie, jaką mu życie codziennie wkrapla w oczy i uszy....
Zamilkł, czując że wspomnienia młodości ogarniają go z całą mocą, odbierając władanie sobą. Chciał odzyskać spokój. Ale spojrzawszy na zegarek, przekonał się ze strachem, iż czas go znacznie wyprzedził. Mówił już przeszło pięć kwadransów.
— Muszę, widzę skończyć! — rzekł zmieszany i mimo ogólnych, głośnych protestów całego zgromadzenia, domagającego się dalszego ciągu, postanowił przerwać. — Najlepiej będzie — powiedział poprzestać na tem narazie. Nie mogę dziś i tak wyczerpać tematu. Ułóżmy się tedy na jakąś nie-