Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na religję i kościół, tylko pani domu jawnie zerwała wszelkie stosunki, zaś on, ze względu na starego pastora, który go konfirmował, a także by nie budzić publicznego zgorszenia, pokazywał się w kościele parę razy w ciągu roku i zasiadał w kolatorskiej ławce, dlań zarezerwowanej.
Po śmierci żony, a zwłaszcza gdy sam zaniemógł ciężko, uczuł Engelstoft potrzebę pociechy religijnej. Łatwiej mu też było zwierzyć się nieznanemu, młodemu kapelanowi, który był mu jeno doradcą duchownym, nigdy zaś, jak miłujący uciechy tego świata stary pastor, towarzyszem biesiad i gry.
Kapelan doprowadził tedy do spotkania pożegnalnego z żoną. Napisał z jego upoważnienia list, w którym prosił, by przybyła wraz z córką, zanim śmierć dokona ostatecznego rozdziału. Nie było odpowiedzi i dziś dopiero nadeszła depesza: Przyjeżdżam wieczornym pociągiem.
Siedzący na ławie milczeli przez czas pewien, ale nagle rudobrody chłop, nie mogąc wytrzymać, spytał:
— Ktoś, widzę, przybędzie dziś do Sofiehoej!
Kapelan zatrzymał się, zamknął oczy, uśmiechnął się i rzekł:
— Tak jest! Spodziewam się!
— Podobno przybędzie pani Engelstoft!
— A więc już wiadome? Tak... ona!
— Nie przypuszczałem nigdy, by ta osoba miała tyle serca!
— Oczywiście! — rzekł kapelan — Nawykliśmy sądzić bardzo surowo bliźnich naszych, mimo, że Pan nasz Jezus Chrystus zgoła co innego nauczał!