Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moich przysięgą na zbawienie duszy mojej. Przysięgam no Boga i święte słowo jego... Amen!
Rysy twarzy pani Engelstoft objawiały to jeno wzruszenie, jakie towarzyszy zazwyczaj uroczystemu czynowi. W istocie jednak była napoły jeno przytomna. Podniosła z wysiłkiem ciężką niby ołów rękę i powtórzyła mechanicznie:
— Stwierdzam prawdziwość zeznań moich przysięgą na zbawienie duszy mojej. Przysięgam na Boga i święte słowo jego!
Przewodniczący skłonił się przed nią i głośno oświadczył, że urzędowanie skończone.
W kilka minut potem siedziała pani Engelstoft w powozie, otoczonym niewielką gromadką ciekawych. Posłyszała jak ktoś za nią krzyknął: — Morderczyni! — Ale nie uczyniło to na niej żadnego wrażenia. Oparła się o poduszki i zamknęła oczy, czując rozkoszną ulgę. Więc minęło nakoniec wszystko! Strząsnęła z siebie robactwo ludzkie. Odczuła wielką potrzebę snu po tylu nocach udręki. Przez kilka minut nie wiedziała, co się z nią dzieje, majaczyły jej jeno w głowie jakieś obrazy, jakie się jawią tonącemu, potem uczuła dreszcz i rosnącą ustawicznie potrzebę płaczu.

Wróciwszy do Sofiehoej, zauważyła pani Engelstoft zaraz w progu domu, że się coś stało podczas jej nieobecności. Zazwyczaj po krótkiej nawet rozłące Estera witała ją gorąco. Teraz, nie spostrzegła córki, a mamzel Andersen, zdejmująca z niej płaszcz, była bardzo zdenerwowana i miała czerwone z płaczu oczy.
— Gdzie panienka? — spytała.