Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Swoją drogą, moje dziecko, w moim oddziale dłużej nie możesz pozostawać. Przedewszystkiem subordynacja.
Kiedyśmy odeszli na stronę, ażeby swobodniej pogawędzić, pierwszem słowem Janka do mnie było:
— Wiesz, z czego jestem zadowolony? Oto, że może zobaczę ją jeszcze...
Na drugi dzień już go nie było w naszym oddziale.
Władek Stawinicz zatrzymał się.
— Od tego czasu — dodał — los stykał nas ze sobą jeszcze kilkakroć... Ostatecznie siedzimy w Warszawie już blisko trzy lata. Sądzę, że zdołałem poznać Strzeleckiego. Epizod, który opowiedziałem, dał wam próbkę jego charakteru. Mniemam, że taki człowiek nie mógł popełnić nic podłego, zamordować starca i okraść kasy.
Odpowiedziano ogólnem twierdzeniem. Nawet „książę Stasz“ nie błaznował, jak zwykle.
Była druga nad ranem. Przez Plac Teatralny szło powoli, paląc cygara i włożywszy ręce do kieszeni, dwóch członków „Loży“.
— Cóż o tem wszystkiem ostatecznie sądzisz, doktorze? — pytał inżynier Benda.
Doprawdy nic pewnego. Patrząc chłodniej, argumenty Julka — to przypuszczenia... To znów, co opowiadał Stawinicz, niebardzo mówi na korzyść Strzeleckiego. Jest to najwidoczniej charakter, może śmiały i nawet sympatyczny, ale awan-