Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Śmiech, tym razem mniej pewny siebie, był odpowiedzią kobiety.
Tymczasem powoli w sąsiednich wąwozach i na drogach zaczęły się ukazywać pochodnie z łuczyw i latarnie. Wierzchołki skał odbijały czerwonawe ognie. Jednocześnie słychać było szmery i odgłosy; to zdążali nasi na alarm.
W Janku toczyła się widocznie jakaś walka. Naraz pochwycił kobietę mocno za ramię.
Juliette! — zawołał — za chwilę zginęłabyś... Chodź stąd.
Nieznajoma znów się roześmiała sucho. Rzekła:
— Jeśli chcesz, i owszem...
— Władku, trzymaj tego łotra i nie dziw się niczemu — rzucił mi niespodziewanie Janek i za chwilę znikł w rozłamie skał razem z kobietą.
W sekundę po jego odejściu nasi byli na miejscu wypadku. Pytano, żądano wyjaśnień. Nie mogłem zdać sobie sprawy ze sceny, która odbyła się przed chwilą. Opowiedziałem wszystko, przeczuwając niejasno grożące niebezpieczeństwo...
Prusaka wolni strzelcy wzięli pomiędzy siebie. Nazajutrz rano wisiał on już na najwyższej sośnie doliny.
Co się działo z Jankiem?... Oto pytanie, które zadawali sobie wszyscy. Już, powracając z naszego rekonesansu, słyszałem dokoła nieprzyjazne szmery. Powszechnie sądzono, że za wspólniczką schwytanego zdrajcy popędziła go zwykła młodzieńcza namiętność, i już taki dość nawet zwykły objaw trak-