Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzelcach i osnuwano w paru wyrazach piekielny plan, dążący do wytępienia naszych oddziałów...
A więc mieliśmy przed sobą zdradę.
Janek zrobił mi energiczny ruch, zachęcając do naśladowania go. Jednym skokiem rzucił się naprzód — i za chwilę, minąwszy występ, znaleźliśmy się wobec dwóch cieniów przytulonych do skały. Ogień rozświecił ciemności. Jeden z cieniów strzelił do nas.
Za chwilę Janek mocno trzymał w atletycznych rękach młodego oficera pruskiego, drżącego jak liść osiny. Obok stała kobieta, której kształtów i wieku nie pozwalał rozpoznać zmrok nocny. Jej zamiary nie były także pokojowe.
Odrazu skoczyła ku mnie. Garść miałkiej gliny rzuciła mi w oczy, omal mnie nie oślepiła. Zasłoniłem się i cofnęłem. Jednocześnie strzałem z karabinu starałem się zaalarmować oddział. Janek żelazną ręką pochwycił kobietę za piersi i w ten sposób trzymał obydwoje, drżących z przerażenia. Ja skierowałem na nich pistolety.
— Szpiegi — syknął pomiędzy zębami Janek. — I gdzie się ta zgnilizna zaczyna szerzyć? Oficer — i kobieta. Miejmy nadzieję, że ta kobieta nie należy do liczby Francuzek. W każdym razie trzeba ich przykładnie ukarać... Dla zdrajców i szpiegów miejsce na szubienicy.
Zanim na nasz strzał nadbiegli towarzysze, upłynęło kilka chwil. Strzegliśmy naszych więźniów, jak oka w głowie. Mężczyzna był zupełnie