Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powietrzem i zaduchem pleśni, zdala już do jego uszu dobiegł potężny gwar zmieszanych głosów, wybuch piekielnych wrzasków, stłumiony ciężarem piwnicznego muru. Bo był to dziwny dom! Chałupka zdawała się nędzną chatą chróścianą, którą lada podmuch wiatru mógł zdmuchnąć, a piwnice zagłębiały się pod ziemią czerwonym murem cegieł.
Pan Lurje zatrzymał się na środku schodów, których stopnie zwilgotniałe i napół zgniłe skrzypiały pod jego stopami.
— Tam gorąco! — rzekł do siebie. — Tem gorzej!
Zeszedł szybko jeszcze kilka stopni nadół i znalazł się przed drzwiami, których strzegła jakaś nowa, ukryta w cieniu postać. Zamieniwszy z nią parę znaków, pan Natan otworzył drzwi.
Widok, który uderzył jego oczy, rzeczywiście godny był uwagi. Kilka zwyczajnych, szynkownianych kinkietów naftowych, bez szkieł, przytwierdzonych do ścian obszernej piwnicy i kopcących długiemi smugami dymu jej sklepienie, oświetlało zebranie, złożone z dwudziestu do trzydziestu osób. Ginęły one w cieniu, pomiędzy różnej formy przedmiotami, beczkami, pakami i narzędziami, zapełniającemi piwnicę. Co jakiś czas ukazywały się tylko w bladem oświetleniu kinkietów charakterystyczne głowy, błyszczące oczy, krogulcze nosy, gdzie niegdzie rude brody, gdzie niegdzie długie poły chałatów żydowskich. Gdyby ktoś mógł i chciał bliżej się przyjrzyć zebranym, przekonałby się, że było