Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Onegdaj był jeszcze tutaj... Siedzieliśmy do trzeciej w nocy — zrobił ktoś uwagę.
— A wczoraj?
— Wczoraj go nie było.
— Właśnie też, jak mówi „Cyfra“ — wtrącił Stawinicz — przestępstwo popełniono wczoraj.
Doktór znacząco pokiwał głową.
— Szczegóły! gdzie są szczegóły? — wołał adwokat.
— Ach, jak to dobrze, że ty jesteś tutaj, Julku — rzucił się ku niemu Stawinicz. — Dotąd nie zwróciłem na ciebie, a właściwie na twój charakter odpowiedniej uwagi. Panowie — dorzucił, zwracając się do wszystkich — oto mamy radcę prawnego, który nam dopomoże do rozplątania fałszywych niewątpliwie poszlak, otaczających Janka.
— Z całego serca...
W tej chwili ktoś dyskretnie zapukał do drzwi. Do gabinetu wsunęła się pochylona postać znajomego już czytelnikom naczelnika buchalterji firmy Ejteles i S-ka, p. Krośnowskiego. „Cyfra“, jak go pospolicie nazywano, stał we drzwiach niezdecydowany. Władek Stawinicz poskoczył ku niemu w jednej chwili, wprowadził do środka, posadził na krześle i przedstawił obecnym, jako szczerze życzliwego dla Strzeleckiego.
Po chwili głosem drżącym, cichym, niekiedy odpoczywając, p. Krośnowski zaczął opowiadać. Opowiadanie było krótkie, ale dokładne i ścisłe. Po kwadransie wszyscy byli świadomi rzeczy.