Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Fryga“ chciał o coś zapytać, ale sędzia mu nie pozwolił. Ciągnął dalej:
— Pośpiech i spokój. Nie trzeba robić hałasu. A przedewszystkiem nie pozwól się jej z nikim komunikować. Rozumiesz pan?
— Rozumiem.
— Dziś wieczorem — kończył sędzia — zobaczysz się pan z „Czerwonym Jankiem“, a jutro zdasz mi z tego sprawę. Wreszcie jutro zejdziemy do mieszkania nieboszczyka Halbersona, ażeby odnaleźć resztę tajemniczego listu.
— To pan sędzia dotychczas tam nie był?
— Nie — odrzekł urzędnik z powagą. — Chciałem, żebyś pan znajdował się przy zejściu.
„Fryga“ pomimo bólu, który mu od czasu do czasu w różnych częściach ciała odzywał, wybiegł z kancelarji sędziego, jak na skrydłach.
— Święta kobieta, ta Karolcia — mruczał pod nosem — co ona zrobi, to zawsze dobrze.
Ale ten dzień już od rana do wieczora pełen był niespodzianek.
W półtorej godziny potem wracał do sędziego sam. Ptaszek, po którego go posyłano, wyfrunął. Gniazdko było jeszcze ciepłe, ale próżne. Tema, jak już wiemy z rozmowy „Joska“ ze „Złotą Rączką“, zniknęła, a właściwie została usunięta poprzedniego dnia.
Nieobecność jej zresztą wywoływała żywy niepokój domowników, nie wiedzących co myśleć o tajemniczem zniknięciu ich pani. „Fryga“, które-