Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ne rzeczy do załatwienia. Siadaj do wagonu i wogóle nie bardzo się pokazuj nazewnątrz, dopóki nie zostawisz pomiędzy sobą a Warszawą pewnej przestrzeni.
Apenszlak był posłuszny. „Josek“ kiwnął mu zlekka głową i skierował się ku końcowi pociągu, gdzie w mroku, słabo rozpraszanym przez nieliczne latarnie, chowały się wagony trzeciej klasy, pełne Żydów, robotników i włościan. Kantorzysta przystąpił do otwartych drzwi wagonu i w półświetle, tu panującem, szukał kogoś wzrokiem. Za chwilę znalazł. Na jednej z ławek siedział skurczony mały Żydek, w którym bez trudu poznalibyśmy to samo indywiduum, któremu wczesnym rankiem oddał na Smoczej ulicy wizytę „Josek“, które widzieliśmy w charakterze numerowego w hotelu, gdzie mieszkał „Czerwony Janek“, które następnie na Rymarskiej, w kostjumie posłańca, wręczyło „Joskowi“ list bandyty, przeznaczony dla „Frygi“. Za nim, jeszcze dalej, kiwała się w półdrzemce megera, którą widzieliśmy rano na Smoczej.
Żydek, na skinienie „Joska“, zbliżył się do napół otwartych drzwi wagonu. Przy niejasnem świetle latarni widać było jego łwarz bladą, oblaną obfitym potem; oczy jego błądziły bez wyrazu.
— Wysiądź! — rzekł kantorzysta.
Żydek był posłuszny. Stanął przy słupie, podtrzymującym dach peronu; ręką trzymał za słup, jak człowiek, który się obawia upadku. „Josek“