Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sów; uderza słuch łoskot pakunków, rzucanych do wagonów, i turkot ręcznych wózków. Na przodzie, u czoła pociągu, lokomotywa dyszy i sapie, słychać urywane dźwięki gwizdawki. Za pociągiem, w głębi stacji, ciemno, choć oko wykol; gdzieniegdzie tylko z pomiędzy tych ciemności wytryska, jak robaczek świętojański, czerwone światło kolorowej latarni. Zdala dobiegają stłumione odgłosy rogów dróżnicznych, zamieniających ze sobą sygnały.
Na peronie zgrupowani podróżni i ci, co ich odprowadzają. Rzucają krótkie, urywane słowa i zamieniają ostatnie pożegnania.
W tym tłumie spotykamy znajome nam osoby. Jedną z nich jest Apenszlak, drugą baron von Rajt. Czytelnicy zapewne już domyślili się, że ów tajemniczy baron, działający tak często w interesach, przez Joska podejmowanych, znikający w mieszkaniu Meinera i wychodzący od niego, był tylko pseudonimem kantorzysty. Tam, gdzie nie chciał on działać osobiście, występował, odpowiednio ukostjumowany, podług przyjętego wyrażenia: „zrobiwszy sobie twarz“, jako baron.
I tego wieczora musiał on mieć zapewne poważne powody do ukrywania swej osobistości, ponieważ przybrał strój i twarz swego sobowtóra.
Baron von Rajt i Apenszlak stali przy otwartych drzwiach przedziału drugiej klasy. Apenszlak był blady, jak śmierć, oczy jego patrzyły na wszyst-