Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstępować do domu i zresztą musiałem się widzieć z tobą, jestem tutaj.
Młoda kobieta już krzątała się, spełniając polecenia „Joska“. Za chwilę wszystko, co potrzeba, stanęło na stole, a pod maszynką palił się spirytus.
Kantorzysta wyjął z kieszeni list, doręczony mu przed chwilą przez p. Natana; przy pomocy pary wodnej i kościanego nożyka koperta została wkrótce otwarta bez żadnego uszkodzenia. Przeczytał kartkę p. Natana.
— Domyślałem się. Nie mogło przecież być nic innego.
Uśmiechnął się zlekka.
— Właściwie, niepotrzebnie otwierałem ten list.
Wyciągnął go do kobiety, siedzącej po drugiej stronie stołu.
— Przeczytaj — rzekł.
List pana Natana brzmiał, jak następuje:
„Kochany Joachimie“!
„Wszystko spada nam na kark. Onegdaj ogłoszono wielką upadłość w Warszawie jednemu z klientów naszego domu, dziś dostałem kolejno cztery depesze, donoszące o niewypłacalności naszych korespondentów na prowincji. W tej chwili nie jestem w możności obliczyć strat. Jeśli tak dalej pójdzie, to „my“ nie będziemy mieli co brać. Trzeba likwidować, likwidować natychmiast, tembardziej, że ze strony „Czerwonego Janka“ lada chwila może zagrozić niebezpieczeństwo. Pośpiech