Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I wszyscy są gotowi na każde nasze zażądanie. Kiedy każemy, zawołają „plajt!“ A co?
„Josek“ przerwał mu:
— Dobrze już, dobrze. Podziwiam cię! Teraz słuchaj, co ci powiem.
Pan Meiner wstał z fotelu.
— W tej chwili telegrafuj do nich, rozumiesz, telegrafuj, tylko w wyrażeniach oględnych, że trzeba, ażeby to nastąpiło dzisiaj.
— Dziś?
— Tak. Przed dwunastą w południe, w kantorze u Ejtelesa powinny być od twoich klientów lub od osób trzecich wiadomości, że oni nie płacą. Niech telegrafują!
— To będzie kosztowało.
„Josek“ spojrzał z wyrazem niewypowiedzianej ironji na właściciela „Kantoru inkasa“.
— Więc cóż stąd? — zapytał.
— Zawsze cztery telegramy: dwa do Łodzi, jeden do Radomia i jeden do Włocławka. Cztery telegramy stamtąd do Warszawy!
„Josek“ już spoglądał na Meinera surowo.
— Wiesz, że ja płacę, a na tych, którzy są zbyt oszczędni, mam sposoby.
Głos młodego Żydka był suchy i ostry. To też pan Abraham Meiner zdawał się już żałować zrobionej przed chwilą kwestji. Postać jego straciła zwykłą uroczystą powagę, a natomiast na jego twarzy ukazał się wyraz pokory, która wcale nie