Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przejmującem zimnem. Pierwszem wrażeniem „Frygi“ było zdziwienie, że jeszcze żyje. Przypomniał sobie, jak przez mgłę, scenę, która odbyła się w śpichrzu, nie wiedział dobrze, jak dawno, przed godziną, czy przed paru minutami; przypominał sobie ryzykowny skok. Gdzie jest? Jak się tu znalazł? Czy nie ma rąk albo nóg połamanych? Pomimo zimna, przejmującego go dotkliwie, osłabienia i gorączki, uderzającej mu coraz mocniej do mózgu, krótki wysiłek rozwagi pozwolił mu wkrótce zorjentować się w położeniu. Znajdował się na ziemi, a więc musiał przebyć ów ryzykowny skok. Widocznie wysokość nie była tak znaczna, jak mu się zdawało. Chłód, odrętwiający jego członki, nie pozwalał mu sprawdzić odrazu, czy nie ma czego złamanego. Czuł ból wszędzie. Wkrótce jednak „Fryga“ uspokoił się i w tym względzie. Po chwili chciał się podnieść ale nie mógł.
Ułynęło kilkanaście minut. Gorączka zaczęła ogarniać „Frygę“.
Wtem do jego uszu doleciał skrzyp drzwi. Dały się słyszeć ciężkie, wlokące się kroki i kaszel. Drzwi w parkanie otworzyły się i ukazała się zaspana figura stróża z czerwonym nosem. Niósł w ręku narzędzie swego powołania — miotłę.
„Fryga““ uniósł głowę i spojrzał.
— Jakób! — powiedział do siebie.
Nie dalej, jak przed tygodniem, osobiście doręczył temu cerberowi pięć rubli nagrody, wyznaczonej dlań przez władzę policyjną za złapanie zło-