Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spadającego w głąb; po chwili znów zaczął rzucać urywane wyrazy:
— Zabici!... już ich niema... Odżyli... mają rewolwery... Strzelają... raz... dwa... trzy... Ach!
Porwał się i stanął na łóżku. Chciał gdzieś biec. Karolcia musiała użyć całej swej energji, ażeby go zmusić znów do położenia się. Osiągnęła wreszcie ten cel pieszczotami i pocałunkami.
— Józiu, Józieczku! — mówiła — nie bój się... To ja, twoja Karolcia... Jesteś w domu. A tam śpi Stach...
„Fryga“ uspokoił się. Schował się teraz cały pod kołdrą; drżał, zęby mu szczękały, jakgdyby z największego zimna. Karolcia okryła go jego paltem, położyła na wierzch swe futerko i siedziała przy łóżku, spoglądając na jego twarz, niespokojna. „Fryga“ zdawał się uspokajać; zasypiał.
W jaki sposób ajent policyjny znalazł się w izdebce na Starem Mieście? Na to pytanie należy się czytelnikowi odpowiedź.
Nie widząc innego wyjścia, zmuszony on był, jak wiemy, wyskoczyć przez okienko śpichrza.
Skok taki, z wysokości prawie drugiego piętra, był niewątpliwie bardzo ryzykowny, ale z dwojga niebezpieczeństw ajentowi to w danej chwili wydawało się mniejszem. Grad kul rewolwerowych narażał go lada chwila na śmierć pewną. Zresztą był słaby, wyczerpany, bez broni i sam jeden; miał nadto odcięte wszelkie wyjścia. Ich było kilku, a może w odwodzie jeszcze kilkunastu i posiadali