Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Abraham uważał za stosowne roześmiać się na cały głos.
— Będziesz przy tem?
— A jakże.
— A inni?
— Inni też w porządku. Mówiłem ci już, że mamy ich już trzech, wszyscy na prowincji. Tym niema poco robić upadłość, oni i tak pocichu zrobią „plajt“.
— Dobrze. Zobaczymy się wieczorem.
„Josek“ oddalił się szybko, gwiżdżąc coś między zębami, a pan Abraham wszedł majestatycznie do sklepu, gdzie już komisarz sądowy przystępował do urzędowych czynności, a Żyd, Żydówka i pięcioro Żydziąt starało się tymczasem ukrywać pod ubraniem i w różnych kątach wszystko, co cenniejsze.
Rozpoczęło się zajęcie.
W dwie godziny potem znajdujemy pana Abrahama Meinera w tylnej izdebce składów firmy „Bernfus i Syn“, na Franciszkańskiej.
Była to jedna z najpoważniejszych w tej okolicy firm. Ciekawa jest jej historja. Zaczęło się od małego straganiku z zabawkami, guzikami i kramarszczyzną, który przed trzydziestu laty, w bramie tej samej kamienicy trzymała matka obecnego właściciela interesu. Kramik powoli rósł, aż stara straganiarka przeniosła się do jednego z najmniejszych sklepików w podwórzu; pomagał jej tam syn, młody, kilkunastoletni chłopiec. Po dwu-