Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedz: trzymaliśmy. Rzeczywiście, robił dotąd, cośmy kazali. Ale teraz zaczyna być zbyt samodzielny. Jak ci pisałem, oddawna już podejrzewał on i stary Halberson, a trochę i Strzelecki, rolę, jaką kazaliśmy grać jego domowi handlowemu. Podejrzewał, ale milczał. Takie same powody do milczenia miał i kasjer. Co do Strzeleckiego, z tym za nas rozprawił się ów „ktoś“, o którym już wspomniałem przed chwilą.
— Więc wszystko jak najlepiej.
— Ba, kiedy ten „ktoś“ czy może „coś“ buntuje nam Ejtelesa. Stary przegląda książki, sprawdza korespondencję, stara się wniknąć w głąb interesów.
— Nie zrobiłeś mu w tej mierze jakiej delikatnej uwagi? — zapytał z ironicznym na pulchnych wargach uśmiechem pan Landsberger.
— Zrobiłem. Udał, że nie rozumie. Powtórzyłem ją z większym naciskiem. Odpowiedział, że wie, co robi i... że się niczego nie obawia. A nazajutrz, pomimo choroby, konferował nad jakiemiś papierami z tą garbatą lalą, panną Felą, ze dwie godziny.
— To źle.
— A nadomiar wszystkiego, kiedy chciałem wieczorem zajść do niego i dowiedzieć się o zdrowie, dowiedziałem się od lokaja, że ta lala zabroniła mnie przyjmować bez jej pozwolenia.
— To bardzo źle!
— Co wobec tego myślisz o sytuacji?