Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma się rozumieć, dowiadywać się w domu na Sapieżyńskiej nie było można.
— Jeszczeby tego brakowało!
— Czekaliśmy tedy jakiego ruchu w dzielnicy, jakiej wiadomości o zamachu, o znalezionym trupie...
— No?
— I dziś do dwunastej nic...
— Nie może być!
— To właśnie dziwne. Apenszlak umyślnie czekał dziś przy wyjściu z giełdy, ażeby mi to powiedzieć.
Znów zapanowało milczenie. Naraz pan Joachim podniósł oczy na wspólnika.
— Co ty myślisz o tym zagadkowym wypadku? Co się stało z owym człowiekiem?
— Ja sądzę, że jego ciało leży sobie najspokojniej gdzie pod szopą, w owym ogródku, do którego pewno nikt nie zagląda. Jeśli go znajdą, ma się rozumieć, niema obawy, ażeby trup co powiedział.
Pan Joachim rozczesał sobie pulchnymi palcami faworyty.
Po chwili zapytał znowu:
— A ja jestem innego zdania. Ten mniemany nieboszczyk napewno dobrze w tej chwili myśli, jak nam skręcić kark. Czuję z tego wszystkiego, że będzie niedobrze. To się w taki prosty sposób nie skończy. Będzie z tego „kasza“.
Ten ostatni wyraz elegancki pan Joachim powiedział po polsku, nadmienić bowiem trzeba, iż