Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obrzucił wnętrze śpichrza. Śpichrz był murowany. W głębi widniała potężna brama, zamknięta od zewnątrz na żelazne sztaby, których śruby widać było z tej strony. „Fryga“ zrozumiał, że się stąd tak łatwo nie wydostanie.
Tymczasem z głębi schodów, z korytarza, dochodziły coraz to głośniejsze okrzyki.
Niebezpieczeństwo stawało się coraz groźniejsze. Za chwilę prześladowcy będą tuż, tuż... „Fryga“ silniej ścisnął w dłoni rękojeść dłuta. Stanął gotowy do walki.
Wtem nowa myśl przeszła mu przez głowę.
Tuż obok otworu, którym mieli się dostać jego prześladowcy, znajdowała się duża paka. „Fryga“ przysunął się do niej, ukląkł i z potężnym wysiłkiem zaczął ją pchać w stronę otworu. Był to ogromny ciężar. Kiedyindziej ajent aniby go ruszył z miejsca. Teraz uczuł, że paka się porusza, ustępuje naporowi jego ramion.
„Fryga“ roześmiał się dzikim, nieludzkim śmiechem.
Oczy niemal wychodziły mu na wierzch. Jeszcze parę cali, jeszcze trochę i paka znajdzie się nad otworem.
Tymczasem z głębi dochodził coraz bliższy gwar głosów. Światło, wydobywające się z otworu, rozpraszało panujący w śpichrzu półmrok.
„Fryga“ uczuł, że paka już częścią swej podstawy wysunęła się nad otwór. Pchnął jeszcze raz ramieniem.