Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolał pójść tam, gdzie nie było nieprzyjaciół, niż tam, gdzieby ich musiał spotkać napewno. Miał wreszcie w ręku kawał żelaza, który mu już oddał tak znakomitą usługę. Było to duże i ostre dłuto.
Przypuszczenia „Frygi“ okazały się do pewnego stopnia słuszne.
Drzwi rzeczywiście ustąpiły i „Fryga“ znalazł się w niskim, ciemnym korytarzu.
Na jedną sekundę zatrzymał się. Dochodził doń straszny ryk draba, któremu popiół rzucony w oczy sprawiał widocznie straszny ból,
— Aj waj! gewałt! zbój!... Aj waj!...
Ajentowi dodało to tylko energji. Nasłuchując i macając po ścianach, zaczął się posuwać korytarzem. W tej chwili jednak poczuł dopiero, jak był słaby. Energja, podniecona na chwilę, naprężenie nerwów, doprowadzone do najwyższego stopnia, pozwoliły mu szczęśliwie uniknąć niebezpieczeństwa. Ale obecnie wracało osłabienie.
Musiał oprzeć się o ścianę, ażeby nie upaść. Czuł zamęt w głowie. Pomimo to, posuwał się naprzód, trzymając się ścian.
Trwało to parę minut.
Powietrze było w korytarzu zgęszczone, piwniczne. Zaledwie mógł oddychać. Pierś jego poruszała się ciężko. Z ręki sączyła mu się powoli krew.
Nagle „Fryga“ poczuł jakgdyby przypływ strugi świeżego powietrza. Podniósł głowę i otworzył oczy, na które mimowoli opadały strudzone powie-