Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wano i przyniesiono tutaj. Straszny ból, jaki mu sprawiały cienkie sznury, wpijając się w ręce, otrzeźwiły go z gorączkowego stanu bezświadomości, w jaki wpadł przed chwilą.
Była to jednak żelazna natura ten „Fryga“.
Ból dojmował go tak, że omal w pierwszej chwili nie krzyknął na cały głos. Zdołał się jednak powstrzymać. Ostrożnie, napół otworzywszy oczy, sprawdził zmiany, jakie zaszły w izbie. Przywołał całą swą przytomność umysłu. Pomimo strasznego bólu, pomimo trawiącej go gorączki, starał się na zimno ocenić swoją sytuację. Jak zwykle, zaczął rozumować.
— Źle z nami! — myślał „Fryga“. — Od czasu, jak człowiek dostał nożem w ramię przy aresztowaniu Fajbusia na Smoczej, nie było tak źle... Zostałem odkryty... Ale jak?
Odpowiedź na to pytanie nie dała na siebie długo czekać.
Dwaj ludzie, siedzący na ławie, zaczęli rozmawiać przyciszonym głosem. Mówili żargonem żydowskim. Na szczęście, „Fryga“ wybornie rozumiał ów żargon i sam nawet nim mówił.
Dowiedział się tedy z ich rozmowy, że jeden z drabów zajętych na dole, wracając do komórki, stanowiącej jego sypialnię, znalazł „Frygę“ omdlałego na swym barłogu. Rozmawiający byli bardzo zaniepokojeni. Widocznie obecność „Frygi“ w podziemiu stanowiła dla nich zagadkę, której w żaden sposób wytłumaczyć sobie nie mogli. Przy-