Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, ach! — rzekł sam do siebie „Fryga“ — wyręczają komorę, robią plomby.
W drugim końcu izby znajdowała się maszyna, podobna do prasy drukarskiej, poruszana przez półnagich ludzi. Jej to odgłos przyprowadził tutaj ajenta.
Trzeci człowiek od czasu do czasu wyjmował z pod maszyny jakieś czerwone papierki.
„Fryga“ przyglądał się im uważnie.
— Dziesięciorublówki — rzekł wreszcie.
Po chwili maszynę zatrzymano. Papierki zostały złożone na stole. Wszyscy trzej ludzie przeglądali je uważnie. Niektóre, uznawane za dobre, składali na małą kupkę, pozostałe odrzucali na bok. Potem wrzucano je do pieca.
— Ładna fabryka! — mruknął do siebie ajent. — Teraz naczelnik nie powie, że to romanse.
Zmęczenie „Frygi“ coraz bardziej się wzmagało. Czuł w głowie jakiś szum, w uszach mu dzwoniło. W kościach czuł łamanie, strzykanie. Robiło się mu raz strasznie gorąco, to znów okropnie zimno. W ustach miał straszne palenie i suchość.
— Dałbym rubla za parę kropel wody! — rzekł do siebie półgłosem.
Było mu jakoś dziwnie, bardzo dziwnie. Brała go ochota do płaczu i do śmiechu razem.
Naraz uczuł, że kręci mu się w głowie. Zdawało mu się, że płomienie w izbie, którą miał