Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Meiner! — zawołał „Julek“ — ależ znam go z sądów... To łotr ostatniej próby.
— Zdaje się — dodał jeszcze „Fryga“ — że ten Meiner ma jakiś wpływ na mechanika; widać to było z całej rozmowy z dyrektorem, który mówiąc nawiasem, dał się wreszcie ubłagać swemu oficjaliście i darował mu winę.
— Meiner, Meiner! — wołał adwokat, uderzając ręką w biurko. — Jeśli tylko on jest wmieszany do interesu, nie dziw, że oplątano tak fatalnie tego biednego Janka. Przecież notorycznie wiadomo, że Meiner dostarcza na żądanie fałszywych świadków. Dlaczegóżby więc nie miał umaczać palca w zbrodni?
— Otóż wobec takich rezultatów — ciągnął dalej „Fryga“ — a szczególniej ze względu, że bez reszty tajemniczego papieru niewiele można dalej zrobić, biegłem do sędziego śledczego, ażeby mu wyjawić moją winę, polegającą na ukryciu części listu, i powiadomić o odkryciach. Ma się rozumieć, przygotowany byłem na zmycie głowy, ale niewielkie. To, co mi pan mecenas powiedział tam na schodach, trochę mnie przeraziło... Co teraz robić, ażeby nie zepsuć sprawy?
— Będziemy o tem mówili następnie — odrzekł adwokat. — Ponieważ jednak widzę, że dzielnie dopomagasz w celu uniewinnienia tego biedaka, muszę ci najpierw powiedzieć to, czego się dowiedziałem od sędziego śledczego i co jego