Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Fryga“ nie rzekł nic więcej. Podrapał się tylko po nosie i zagryzł rzadki wąsik, co u niego oznaczało, że był czemś zaciekawiony. Mruczał coś pod nosem. Gdyby odcyfrować to mruczenie, miałoby ono mniej więcej taki sens:
— No, no, partja zaczyna się ożywiać. Wszyscy jakoś przybliżają się do sędziego. Ciekawym, poco ta tutaj jechała? Bo dałbym głowę, że jechała do sądu. I to z własnej inicjatywy! Przecież nie mogła być wzywana, bo śledztwo już skończone. No zobaczymy!
Za dziesięć minut dorożka stanęła przed mieszkaniem adwokata.
Po chwilce „Julek“ zasiadł przy swojem biurku, a naprzeciwko siedział „Fryga“.
Opowiedział w krótkich słowach wszystko, co już czytelnikowi wiadomo, i dodał:
— Szczęśliwym trafem dziś rano dowiedziałem się jeszcze, na czyje zamówienia i przez kogo był robiony papier z gwiazdkami.
— No, no!
— Jak mówiłem panu mecenasowi, dowiedziałem się w składzie, z którego papierni pochodzą takie arkusze. Jak na szczęście, znam dyrektora tej papierni. Przed rokiem, zdołałem mu oddać niewielką usługę. Ponieważ papiernia znajduje się tuż pod Warszawą, rodzina dyrektora mieszka w mieście, a on też przepędza wolny czas w Warszawie. Zeszłego roku, podczas krótkiego wyjazdu całej rodziny na wieś, w mieszkaniu dyrektora po-