Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zresztą już mówił. Niepodobna, ażeby się przy tej okoliczności nie dowiedział, że ja kiedyś pana broniłem.
„Fryga“ robił tymczasem najpocieszniejsze grymasy, mające wyrażać prawdziwe i głębokie zmartwienie.
— A to osioł ze mnie! — zawołał.
— A czy te odkrycia, które pan zrobiłeś obecnie, panie Józefie, mogą mieć poważniejsze znaczenie?
— To zależy.
Zapanowało przez chwilę milczenie.
— Niema co — zaczął wreszcie „Fryga“ — trzeba, jak na dziś, odłożyć wizytę u sędziego. Zbytnim pośpiechem możnaby wszystko zepsuć raz na zawsze. Tymczasem pan sędzia poczeka, a przed zobaczeniem się z nim muszę też najpierw objaśnić wszystko panu mecenasowi.
— Mnie?
— Ma się rozumieć. Przecież chyba pan mecenas bronić będzie tego biedaka?
— Co do tego, niema żadnej wątpliwości.
— No, to ostatecznie nie popełnię wielkiej zbrodni, porozumiawszy się z panem mecenasem.
— Przypuśćmy.
— Tylko, że tutaj na schodach będzie trochę niewygodnie.
— W samej rzeczy. Jedź pan, panie Józefie, do mnie.
— Czy zaraz?