Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale tam przynajmniej niema wypłat, więc jakoś czekają.
— To szczególne.
Przypuszczenie o czemś nienormalnem zaczęło powoli kiełkować nawet w umysłach urzędników. Czuć było w powietrzu burzę. „A może un jest w Amerykę!“ zrobił pół-humorystyczną uwagę rudy żydek. Przypuszczenie nadużycia, w tych słowach zawarte, zaczęło stawać się prawdopodobnem, pomimo znanej solidności kasjera i zacnego charakteru Janka Strzeleckiego, głównego magazyniera firmy, kierującego właściwie wydziałem ekspedycyjno-komisowym. Ich nieobecność uderzała wszystkich. Jednocześnie szef firmy był chory, czy też udawał chorego, a o obudwu wspólnikach ani słychać. Przytem firma istnieje tak niedawno, a czasy są tak chwiejne...
Kantorzyści spoglądali po sobie znacząco.
Ponure widmo bankructwa zdawało się już zaglądać do wysokich salonów razem z złotemi promieniami wrześniowego słońca.
— Zdaje się, że w tym roku trochę za dużo straciliśmy na wekslach Lewina z Moskwy? — rzucił ktoś półgłosem.
— Albo ta operacja z cukrem! Można było zarobić trzykroć, a jak się stało, kto wie? Chyba Lurje i Strzelecki...
— Hm, hm! — chrząknął ktoś.
Wszyscy wstali z miejsc i zgromadzili się w kupkę. Szeptali. Naraz ze strony dalszych po-