Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cło, to moja rzecz — odrzekł. — Dobrze, że pana widzę, chciałem do waszego domu pisać. Oto do przyszłego pierwszego jestem zmuszony na niektórych towarach podnieść cenę bonifikacji.
— Czy to nie zaszkodzi interesowi?
— Nie sądzę. Zresztą koszty handlowe ostatniemi czasy tak się zwiększyły, że jest mi niepodobieństwem robić inaczej. Oto wykaz podwyżki — dorzucił, podając kartkę.
— Dobrze — rzekł młody człowiek. — A teraz pozostałe tylko nasza prowizja od Szwalbina i, jak zawsze, zalecenie dyskrecji... Pamiętaj pan, żeby w korespondencji pańskiej ze Szwalbinem nie było o nas wzmianki.
Pan Landsberger rzucił parę słów na papier.
— Oto kartka do kasy. Jak zawsze, 1/10 procentu od sumy brutto. Co do dyskrecji, jest to nasz własny interes.
Młody człowiek roześmiał się; kładł w tej chwili rękawiczki.
— Pan wiesz — rzekł po chwili — że ja jestem bez przesądów. Ale firma istnieje przecież przeszło dwieście lat. I trochę byłoby niezręcznie, szczególniej dla mojego starego, który jest radcą na giełdzie, gdyby się dowiedziano, że zastępujemy sobie cło — bonifikacją.
Roześmieli się obydwaj. Nastąpił uścisk ręki. Młody człowiek już wychodził.
— Ale, ale — zatrzymał go na progu pan Landsberger — czy uprzedziłeś pan Szwalbina, że