Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to niezgrabjasz! — zawołał pierwszy z dwóch panów.
„Fryga“, zgromiony w ten sposób, przyjrzał się bliżej spotkanym. Na jego ruchliwej twarzy uwydatniło się zdziwienie.
— Aa! — pomyślał sobie — co oni tu mogą robić o tak wczesnej godzinie? No, Apenszlak, przypuśćmy, ale pan Natan Lurje... To może być ciekawe.
Przystanął i spojrzał na numer. Rozmyślał dalej:
— U kogo też byli?
Wzrok jego padł w tej chwili na stróża, polewającego podwórze.
— Ten mi powie — rzekł do siebie ajent.
Za chwilę, dzięki powadze swego urzędu, „Fryga“ wiedział już, że dwaj panowie odwiedzali niejakiego Fajnhanda, kapitalistę na 6% miesięcznie, zamieszkującego w tym domu na pierwszem piętrze od frontu. Stróż, zamiatając przed chwilą schody, widział, jak ich wyprowadzał sam stary Fajnhand w szlafroku. Kiedy przyszli? W tym względzie stróż nie mógł dać żadnego objaśnienia. Od pół godziny był ciągle na podwórzu, ale ich nie widział wchodzących.
— Ranne ptaszki! — mruknął „Fryga“ przez zęby i pobiegł dalej.
Około dwunastej w południe widzimy go jednak przed drzwiami Fajnhanda. Była to stara znajomość „Frygi“. Parę już razy zdarzyło się