Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Fryga“ głośno odczytał ne niezrozumiałe dźwięki.
— Powiedz mi, co to wszystko może znaczyć? — rzekł po chwili. — Trzy noce przesiedziałem nad tem. Mało nie zwarjuję. Gdybym miał resztę?
— Czyż niepodobieństwo dojść czegokolwiek? — zaczęła łagodnie Karolcia.
— Sprobój, moja kochana. Najwidoczniej jest to pisane po polsku; dowodzą tego litery, których w innych językach brak, np. „ł“, „ą“, „ź“. Jeszcze jedno widać od pierwszego rzutu oka: to, że cały frazes, całe cztery wiersze te są napisane bez rozdzielania słów. Ale też tylko tyle można się domyślić. Pozatem — więcej nic.
— Jeszcze jedną uwagę dodałabym — rzekła po chwili Karolcia. — Nie jest to pismo zwyczajne, lecz umówione. Takiego zbiegu liter, jak „wzrd“, „zrć“, „pć“ w wyrazach naszego języka niema. Jest on niemożebny, choćby nawet przypuścić, że w tych miejscach kończą się jedne wyrazy, a zaczynają drugie.
— Zupełna racja. Wiesz przecież, że przez ciekawość pracowałem trochę, nawet niedawno, nad pismem symbolicznem. Próbowałem zastosować który z systematów do tego oto i nie, zupełnie nie..
— To dziwne!
— Co jeszcze ciekawsze, że pomiędzy zgłoskami kompletnie niezrozumiałemi znajdują się dźwięki, które bardzo łatwo można uważać za należące do zwykłej mowy, np. „łzą“, „oda“, „ona“, „borz“.