Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koiku i zaczęła się krzątać. Musiała aż zbliżyć się doń sama i trącić go w ramię.
— Proszę cię, Józieczku — rzekła — odłóż na chwilę robotę. Kolacja już gotowa.
Za chwilę kawałki papieru spoczywały w pugilaresie „Frygi“, a stół został uprzątnięty i nakryty przez młodą kobietę.
— Co ci jest? — zapytała Karolcia, siedząc naprzeciwko niego przy kolacji. — Jesteś taki zamyślony, nieswój...
— To ciągle ta sama sprawa, wiesz...
— Jakto, więc dotąd nie doszedłeś z tem jeszcze do ładu?
— Ciągle stoję na miejscu.
— To bardzo źle, mój kochany, bardzo źle.
— Sam to rozumiem.
— Tem bardziej — ciągnęła dalej kobieta — że postąpiłeś sobie trochę nieopatrznie, zabierając samowolnie te kawałki papieru... Bardzo być może, iż sędzia potrafiłby z nich dojść czego, zrozumieć, o co idzie.
„Fryga“ roześmiał się z pewnym przymusem.
— No, oto niema obawy. Jeśli ja już niczego nie doszedłem...
— Mój Józiu — rzekła tonem poważnym — ty, widzę, zbyt sobie to lekceważysz. A jednak to rzecz bardzo poważna. Może być, że trzymasz w ręku zupełny dowód niewinności człowieka, któremu grozi hańbiąca kara, który do tej chwili pozostaje w więzieniu. Z dowodu tego nie potrafisz