Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„... 9 grudnia. Opatrzność, jeśli mnie wolno tak powiedzieć, zdaje się trzymać za mną. Dziś dała mi w rękę nieocenione narzędzie, które przyda mi się niezmiernie przy urzeczywistnieniu moich planów. Jest to mój zacny rodak (dziwna rzecz, jak pomiędzy nami zaczyna być coraz więcej łotrów!) Wytrawny szubienicznik, nie pozbawiony inteligencji, gotów za sztukę złota zabić człowieka... Odkryłem tę perłę w „moim“ szynku... Będę ją trzymał w odwodzie dotąd, dopóki nie nadejdzie chwila działania. Potem wyszlę go za fałszywym paszportem do Warszawy, gdzie znajdzie podobnych sobie obwiesiów i będą razem pracowali na mój rachunek... Stanowczo, Opatrzność jest dla mnie łaskawa.“
— Wreszcie — rzekł „Fryga“ po krótkim odpoczynku, — oto już ostatnia cytata z tego krwawego dziennika. Ten ustęp był pisany w roku zeszłym.
„... 11 lipca. Przez dwa tygodnie ani wiersza w moim dzienniku. Nie trzeba się oskarżać o lenistwo. Pracowałem... Czas nadszedł! Machina puszczona w ruch. Teraz czekajmy. Mój obwieś jest już w drodze do Warszawy, zaopatrzyłem go w pieniądze i piękny paszport szwajcarski na imię Wurma. A co najważniejsze, sprowadziłem tu do siebie „ją.“ Moja metoda lecznicza poskutkowała... Dyrektor domu zdrowia w Berlinie był zachwycony. Napiszę o tem do wszystkich pism specjalnych. „Ona“ od czasu do czasu odzyskuje przytomność, zupełną przytomność... Umieściłem ją tu, przy ulicy Galande. Wczoraj rozmawiałem z nią coś