Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domość zawarta w dwóch tych listach, uderzyła go jak młotem. W chwili, kiedy miał już prawie pewność, że przezwycięży przeszkody i stanie u celu, kiedy marzył o urządzeniu życia swej pieszczotce w sposób iście czarodziejski, zdarzył się wypadek, krzyżujący jego plany, uderzający najdotkliwiej, bo w tę, dla której ważył się na wszystkie zbrodnie.
To mogło zachwiać nawet silniejszym.
Pan Onufry zaciął zęby, i zaczął się przechadzać po pokoju. Na jego szerokiej twarzy wybił się wyraz bólu, który przybierał te ciężkie rysy piętnem siły i energij. W szarych oczach byłego komornika palił się ogień.
Znamy pana Onufrego, i wiemy, że decyzje następowały u niego szybko. Był to człowiek umiejący iść na przebój. — Walka była jego żywiołem, a w walce nie zatrzymywał się przed niczem. Z nieugiętą logiką, która cechowała jego wszystkie czynności postawił sobie niezmiernie proste pytanie:
W jakim celu walczy?
Odpowiedź wypadła: ażeby uszczęśliwić dziecko...
„Dziecko“ miało oznaczać Helę.
A więc ją uszczęśliwić pomimo wszystkiego... Znał swą pieszczotkę i widział, że przy pozorach lekkości posiadała upór nie przełamany niczem. — „To spadek po mnie!“ — Mówił sobie nawet nieraz z uśmiechem. Jeśli już postąpiła tak, jak postąpiła, niepodobieństwem było przekonywać ją... Jeśli kocha, lub wmówiła w siebie, że kocha, nikt jej nie wybije tego ani z serca, ani z głowy...
A więc?...