Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

magać krępowałaby go tylko. Ułożyli tedy, że Ludek pozostanie w knajpie, zwanej „Handlem win“, a jego towarzysz sam uda się na miejsce wypadku.
Gdy przybyli na miejsce, było już południe.
Ulegając naleganiom Ludka Solskiego, „Fryga“ zjadł jakiś kawałek mięsa, a potem niezwłocznie puścił się w drogę.
W kwadrans był na miejscu wypadku.
W istocie fakt, tak niezwykły w życiu Nowej Pragi, poruszył wszystkich. Dokoła domku stały gromady ludzi. Ciało nieszczęśliwego szewca już usunięto z miejsca zbrodni. Ale miejsce, w którem zabójstwo zostało spełnione, było strzeżone ciągle.
Dopiero po południu miał przybyć sędzia śledczy, ażeby sporządzić protokół.
Tymczasem drzwi obudwu stancji na poddaszu opieczętowano. Domek pilnowany był zresztą przez straż ziemską. Pomiędzy strażnikami kręcił się jakiś mały, ruchliwy człowieczek.
— Wicherek! — rzekł do siebie z uśmiechem „Fryga“, gdy tylko go ujrzał.
Był to niegdy jeden z jego kolegów i nawet wielbicieli, ajent policyjny, pozostający w służbie. To spotkanie zdarzyło się bardzo w porę „Frydze“. Idąc w tę stronę zapytywał sam siebie, w jaki sposób znajdzie dostęp do miejscowości, będącej teatrem zbrodni.
Niespodziewane spotkanie usuwało tę trudność...
„Fryga“ wysunął się trochę naprzód. W tej chwili żywo biegające oczki ajenta spostrzegły go. Na twarzy „Wicherka“ wybiło się zdziwienie. Ale zaraz roz-