Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle — Robak nie wierzył własnym oczom i uszom! dał się słyszeć skrzyp drzwi tuż obok biurka, przy którem przed chwilą siedział. Z za portjery, ukrywającej drzwi, któremi zwykle, jak o tem Robak wiedział, wchodził przez oddzielną sionkę w podwórzu „Sęp“, ukazał się promyk światła.
Krew zlodowaciała w żyłach bandyty.
— „Sęp“! — pomyślał.
Ścisnął silniej w ręku rewolwer. Latarkę postawił na ziemi — i oczekiwał. Wysiłkiem woli przywołał do głowy cała zimną krew.
— Będzie co będzie! — mówił sobie.
Powoli, bardzo powoli czyjaś ręka rozgarnęła portjerę.
I Robak ujrzał dziwny, nieoczekiwany widok...
W drzwiach pośród uchylonej draperji portjery trzymała się prosto, ze świecą w ręku, wysoka dziwna postać kobieca... Blada, jak płótno, z wielkiemi błędnemi oczyma i długiemi, rozpuszczonemi na plecy włosami, zdawała się jakiemś milczącem, ponurem widmem.
Robak zadrżał; włosy stanęły mu na głowie.
To widmo miało rysy jego ofiary, nieszczęśliwej Jadzi, która z tak straszną zaciekłością, prześladował przed tygodniem, od której owej strasznej nocy oddzielił go — piorun.
Znamy dobrze Robaka. Wiemy, że przerazić go nie łatwo...
A jednak tym razem drżał.
To niespodziewane zjawisko, ta twarz dziewczęcia, które zostawił o setkę mil po za sobą, wreszcie wspo-