Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z szyderczym uśmiechem spoglądał na te dwa przyrządy.
— Ładne zabaweczki — zrobił uwagę sam do siebie.
Usiadł przy biurku. Przez krótką chwilę był zamyślony. Spoglądał w przestrzeń.
Namyślał się, jak przystąpić do roboty...
Ta tajemnicza „robota“, którą miał teraz wykonać, a do której przystępował z taką zimną krwią, uśmiechała mu się. Pierwszą myśl rzucił mu Onufry, przed kilku dniami na Woli. Ta myśl łatwo się przyjęła w mózgu starego łotra. Od razu zrozumiał całą jej doniosłość i wszystkie korzyści.
Czego chciał Onufry?
Znamy energję i pomysłowość byłego komornika. W chwili, kiedy w skutek niezręczności Robaka, wszystko zdawało się stracone, kiedy nie można było myśleć ani o wynagrodzeniu, przyrzeczonem przez „Sępa“ za shańbienie dziewczęcia, ani o wydarciu mu tajemnicy, do której klucz znaleźć by zapewne można w książce do nabożeństwa, stanowiącej pamiątkę po matce, — p. Onufry postanowił obrócić rzecz na swoją korzyść w inny sposób.
Okoliczności splatały się tak, że Onufry był pewny, iż pomiędzy sprawą „Sępa“ a kartką znalezioną w hotelu w Piotrkowie istniał ścisły związek. Inaczej być nie mogło. Prześladowanie skierowane przeciwko Jadzi Lipińskiej, w której posiadaniu znajdowała się właśnie książka, mająca być kluczem tajemnicy, dowodziło tego najwidoczniej. Gdy więc nie można było dojść do roz-