Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

serwować ciekawe fizjognomje gości, słuchać ich złodziejskiego szwargotu i robić psychologiczne spostrzeżenia. Bądź co bądź, było tu na co patrzeć...
Szczególniej jedna z izb wartą była widzenia.
Nosiła ona charakterystyczne miano „Trupiarni.“ Tu nie przychodzili prawie wcale złodzieje; była to główna kwatera pijaków. W ich liczbie znajdowało się wiele kobiet, młodych i starych. Te ostatnie w łachmanach, z długiemi kosmykami siwych włosów w nieładzie, z osowiałem wejrzeniem wypełzłych oczu, pomarszczone i brudne, wyglądały strasznie. „Trupiarnia“ posiadała szereg prostych, szerokich ław i stołków, a na podłodze rozesłany jakiś czarny, brudny i zużyty kilimek.
Trzeba było zobaczyć wnętrze tej ponurej izby — wieczorem, około dziesiątej lub jedenastej...
Żółte płomienie gazowych kinkietów bez szkieł migotały, słabo rozświetlając półmrok, panujący w izbie... Ani jednego wolnego miejsca... Tłum ciemnych postaci, pomięszany, mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci, obsiadł ławy. Wszędzie wstrętne łachmany. Większość jest już pijana... Niektórzy tylko posiadają jeszcze cokolwiek przytomności... Pijani leżą połową ciała na stołach pośród poprzewracanych butelek i szklanek. Niektórzy śpią, inni są pogrążeni w jakieś niby letargiczne obezwładnienie. Panuje ciężkie milczenie. Tylko od czasu do czasu podniesie się z za któregoś stołu niezupełnie jeszcze ociężała głowa.
— Pić! — odzywa się na pół szeptem ochrypły głos.