Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc możemy przejść do dalszych kwestji?..
— Z przyjemnością.
— Otóż, panie mecenasie, ja mam taką taktykę. Dobrze mieć dowód, że oskarżony jest niewinny, ale tysiąc razy lepiej znaleźć prawdziwego winowajcę. Tak zawsze postępowałem w moich śledztwach. Nieprawda, że to racjonalne?
„Julek“ potakiwał skinieniem głowy.
— Otóż mamy materjalny dowód niewinności Stefana Polnera. Świadek, na wiarę którego go skazano, jest fałszywy. Mogę to udowodnić ja, może udowodnić właściciel bufetu w Kutnie, wreszcie, jak się weźmie na spytki Szymka Kobuza, i on potwierdzi zwierzenie brata... Jest to pijaczyna, od którego za tydzień ta historja przejdzie do wszystkich kompanów w okolicznych szynkach. To już wiele...
— Niewątpliwie.
— Ale będzie daleko więcej, jeśli znajdziemy prawdziwego winowajcę. Zbrodnia jest zbrodnia. Ksiądz Suski nie zabił się sam. To pewne... Inna rzecz przyjść do sądu i osłabiać poszlaki, walczące przeciwko oskarżonemu; — a zupełnie inna przedstawić od razu rzeczywistego winowajcę i niewątpliwe dowody jego winy...
Adwokat znów skinął głową.
— Kogo pan uważasz za winnego? — zapytał odrazu b. ajent, patrząc „Julkowi“ w oczy.
— Powiedziałem już.. Jastrzębskiego — rzekł z pewną nieśmiałością adwokat.