Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc to tylko przypuszczenie?..
— Zaraz, zaraz panie mecenasie.. Z początku było tylko przeczucie, ale pan mecenas wie, że mnie najczęściej przeczucia nie mylą. Otóż opowiadający mówił, że za fałszywe świadczenie dobrze mu zapłacono, a nawet wymieniał nazwisko osoby, która go namówiła. Może być nawet, że to nie nazwisko, tylko przezwisko... Jest bardzo dziwne.
— Jak brzmi...jak? — pytał gorączkowo adwokat.
— Robak...
Na twarzy „Julka“ wybiło się rozczarowanie. Nazwisko czy przezwisko było mu nieznane. W aktach sądowych nie było śladu żadnego Robaka.
— Ma się rozumieć, to wszystko mnie zaciekawiło. Odrazu myślę sobie... trzeba się dowiedzieć, kto taki gada? Znając nazwisko, nic łatwiejszego jak dowiedzieć się, w jakiej sprawie był świadkiem.
— Logiczne!..
— Powiadam tedy do gospodarza bufetu, którego ta rozmowa równie zaciekawiła: Wyjdź-no pan na salę i zobacz, czy nie znasz tego, co gada... Wyszedł. A trzeba panu mecenasowi wiedzieć, właściciel bufetu to bardzo porządny chłopak i zna całe Kutno i okolicę na palcach...
— I...
— I... w kwadrans wiedzieliśmy, kto mówił i do kogo.
— Zlituj się panie Józefie, kto?
Na twarzy „Frygi“ ukazał się tryumfalny uśmiech.