Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za głupie zwierzę z człowieka zauważył. Prosiłem pana po to jedynie żebyś przybył, że chciałem poddać rozumnej krytyce chaos mego rozumowania... I obecnie moja mizerna miłość własna gotowaby się obrazić o słuszne uwagi.
— O, panie mecenasie... — protestował „Fryga“.
Ale adwokat ciągnął już dalej:
— Przechodzę do piątego i ostatniego wniosku... Sprawcą prześladowań, autorem listu, zabójcą, jest spadkobierca księdza Suskiego. Jastrzębski.
— Zupełnie mylne...
— A...
Adwokat spojrzał zdziwiony na „Frygę“.
— Widzę, że pańskie opinje w wielu względach są inne — rzekł. — Słucham:
B. ajent policyjny potarł sobie nos i zaczął:
— Jestem stanowczo przekonany o niewinności Stefana Polnera. To przekonanie nie było najpierw oparte na faktach. Wynikło z przeczucia, a pan mecenas wie, że ja ufam moim przeczuciom. Sprawa zainteresowała mnie wielce od pierwszej chwili, kiedy zaczęto o niej pisać w gazetach. Niech się pan mecenas nie śmieje, ale my oboje z Karolcią, zawsze mamy trochę namiętności do dawnej profesji... Ot, z nudów... bo co prawda, na naszej cukrowni nie ma tak bardzo co robić.. z nudów uważnie przeglądamy sprawozdania ze wszystkich ciekawszych spraw. — Co pan mecenas chce! Natura ciągnie wilka do lasu...
Adwokat uśmiechnął się.