Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślubu pod opiekę. Wreszcie rzecz będzie wymagała interwencji prawnej. Jesteś prawnikiem.
Podniósł się z krzesła i wzruszony przechadzał po pokoju.
— Radź!.. powtórzył raz jeszcze.
Adwokat milczał jeszcze krótka chwilę. Wreszcie odezwał się:
— To dziwne! bardzo dziwne!..
— Nieprawdaż?..
— Widocznie oskarżenie jest sfabrykowane, sztuczne i niedorzeczne. Jak słusznie powiedziałeś, to bije w oczy... Łyżeczkę podrzucono. Ale co spowodowało wytoczenie oskarżenia? W jaki sposób panna Śniadowicz, kobieta dobra, zacna, uczciwa, o której ty sam tyle dobrego mi opowiadałeś, której opinja zresztą nie ulega żadnej wątpliwości, dla czego panna Śniadowicz przyjmuje udział w tym nieprawdopodobnym spisku?..
Ludek rozwiódł tylko rękoma na znak, iż nie może dać żadnej zadawalniającej odpowiedzi.
„Julek” namyślał się przez chwilę.
— Wiesz, im dłużej się nad tem zastanawiam, tem bardziej przychodzę do wniosku, że twoja narzeczona jest chyba ofiarą umyślnego prześladowania ze strony jakichś tajemnych wrogów i że to prześladowanie bierze źródło ztąd, że jest ona... zabardzo podobną do skazanego na ciężkie roboty Stefana Polnera.
Solski spoglądał ze zdziwieniem na adwokata.
— Co jedno z drugiem ma wspólnego?..
— To że i on jest ofiarą tajemniczego prześladowania...
— Ależ wyrok sądu!..